niedziela, 25 października 2015

Rozdział III

~ Lucy ~

Nie miałam ochoty na płacz, tupanie nogą czy jedzenie lodów. Jedyny nastrój, który się mnie trzymał przez ostatnie dni to chęć zemsty. Nie myślcie, że chodziłam po Ziemi szukając ofiar, nie, to Duke wyzwalał we mnie moją najgorszą z najgorszych stron. Facet zapracował sobie na moją szczerą nienawiść. Rzadko kiedy kogoś nie lubię, ale odkąd go poznałam, weszło mi w nawyk unikanie jego osoby.
- Zostało ci 8 tygodni i zostaniesz moją asystentką. - Szczerzył się w moją stronę.
Stał pochylony, opierając się łokciami o moje biurko, wlepiając we mnie swoje gały i mówiąc, jak beznadziejna jestem. Widząc jego perfekcyjnie równe i białe zęby w uśmiechu, który wręcz krzyczał o jego nieuczciwości, marzyłam o wepchnięciu mojej pięści w jego buzię z dużym impetem.
- Wolałabym skoczyć z czternastego piętra. Nago. Z przyklejonym zdjęciem twojej twarzy na moim tyłku. - Odpowiedziałam, starając się rozluźnić się wystarczająco na tyle, bo moje dłonie przestały się zwijać w pięści.
Moje kolana bolały od nacisku, jaki na nich nakładałam, ale nie było nic, co mogłoby mi pomóc na uspokojenie nerwów. Zaciskałam ręce na nich, powodując nieprzyjemne uczucie.
- Na samobójstwo jeszcze będziesz miała czas. - Puścił mi oczko. - A do tego czasu, zrób mi kawę, musisz nabrać wprawy.
Wywróciłam oczami na jego beznadziejne sposoby wyprowadzenia mnie z równowagi. Natychmiastowo przestałam się spinać i spojrzałam na niego znudzona.
- Idź do Szefowej i sprawdź, czy nie znalazłaby dla ciebie miejsca w budzie jej psa. Wypierdalaj, nie mam ochoty oglądać twojej gęby.
Zaśmiał się krótko, po czym wyprostował i rozczochrał swoje czekoladowe włosy ręką. Nie było mu do śmiechu, specjalnie przychodził do mnie, by rozjuszyć mnie. Byłam święcie przekonana, że to było jego hobby, dokuczanie mi.
- Wkurwiasz się, bo James wybrał mnie, jako prowadzącego a nie ciebie.
- Ja? - Wywróciłam oczami. - To ty jesteś nieproszony w moim gabinecie.. I to sprowadza do pytania, po jakiego, chuja, tutaj przyszedłeś? Nikt ciebie nie zapraszał.
- I tutaj się mylisz, Benson, Góra mnie nasłała na ciebie, by przypomnieć ci o terminie.
- Góra? Szefowa ma wyjebane w termin, a nawet jeżeli chciałaby mi przypomnieć o nim, nie wysyłałaby ciebie, Looker. Sama przyszłaby tutaj.
- Bardzo jej zależy, żebyś nie skończyła jako moja podwładna, nie rozumiem dlaczego. - Udawał głupka.
- Może dlatego, bo jesteś skurwysynem? - Przybrałam przesłodzony głos. - Ale tylko zgaduję.
- Płaciłaby mniejsze wynagrodzenie, lepiej by na tym wyszła. - Pozostał niewzruszony. - Myślałaś już nad tym w jakiej filiżance będziesz podawać mi kawę z mlekiem.
- W misce dla kundla.
Uśmiech zagościł na jego ustach i nawet gdybym się starała, nie zapobiegłam tego samego na moich ustach. Nie były to miłe uśmiechy, które wymieniają ze sobą dwoje przyjaciół, chyba, że oboje mamy spaczone podejście do przyjaźni. Zionęliśmy nienawiścią w każdym możliwym momencie do siebie nawzajem.
- Dlaczego nienawidzisz mężczyzn? - Spytał z poważną miną. - Może jeszcze nie znalazłaś tego, który by ci zawrócił w głowie, a ty od razu z dziewczyną kręcisz.
Zawsze to robił, poruszał temat mojego związku z Katie, kiedy chciał mnie rozjuszyć i niemal zawsze udawało mu się, ale nie dzisiaj. Dziś nie miałam ochoty wdawać się w dyskusję z kimś takim jak on.
- To samo pytanie dla ciebie, kochasiu, może jeszcze nie spotkałeś tego jedynego? A ty od razu do dziewczyn biegniesz.. - Westchnęłam teatralnie.
Prychnął pod nosem, patrząc na ścianę za mną, pewnie na zegar, który tykał przypominając mi o mijającym czasie.
Miałam dwa miesiące na znalezienie kogoś utalentowanego i nagranie jego bądź jej demo, a następnie namówienie zarządu, że to jest głos, którego nasze wydawnictwo poszukuje. Ostatnie pół roku było nie do wytrzymania. Poszukiwanie właściwego głosu wcale nie jest proste, nie każdy się nadaje i nie każdy jest gotowy na show biznes. Znalezienie kogoś, kto wierzy w swój talent i przyszłość graniczy z cudem. Nigdy nie możesz przewidzieć, czy komuś zaraz się nie odwidzi bycie artystą, a na dzieciaki nie mam najmniejszej ochoty.
Myślałam, że znalazłam to, czego potrzebowaliśmy, ale chłopak wycofał się po kilku tygodniach, ponieważ jego rodzice byli przeciwni. Nie będę się uganiać za nastolatkami, to pewne. Nie mogę stracić czasu na kolejnego niezdecydowanego.
Duke wyszedł bez pożegnania, trzaskając drzwiami za sobą. Jak tylko opuścił pomieszczenie, wydało mi, że nagle tlenu w pomieszczeniu było więcej, a jego mocne perfumy zniknęły równie szybko.
- Zero kultury i wychowania. - Skrytykowałam jego zachowanie pod nosem, po czym podniosłam się z fotela.
Ściany w moim gabinecie były białe, co wpasowywało się do szklanych mebli. Uwielbiałam czystość pomieszczenia, która wpływała kojąco na moją osobę. Na biurku znajdowało się kilka płyt do przesłuchania, należące do ludzi, którzy pragnęli się wybić ponad powierzchnię. Moja niechęć do tych singlów była niewyobrażalna. Szanowałam to, że ktoś chciał mi ułatwić pracę, tyle że zawsze to Duke zabierał dobre płyty, a ja dostawałam tych, z którymi coś było nie tak. Poszukiwałam prawdziwego talentu, nie mogłam się zbłaźnić przed zarządem. Wystarczająco dużo wstydu się najadłam miesiąc temu przez tego dzieciaka.
Wzięłam w dłonie marynarkę i torebkę, którą od razu zarzuciłam na ramię i wyszłam z gabinetu. Zamknęłam za sobą drzwi, odwróciłam się w stronę mojej sekretarki i podałam jej klucze.
Żałowałam, że moja asystentka nie potrafiła śpiewać. Prezentowała się znakomicie, blondynka o długich włosach, zielone oczy, umiejętnie wykonany make up oraz świetny hipisowski styl, wyglądała jak nastolatka mimo swojego dojrzałego wieku. Z tego co mi było wiadome, miała dwójkę dzieci i zgorzkniałego mężna na karku, wyglądała mimo to niezwykle dobrze. Miała świetny wizerunek i to ,,coś", co obecnie każdy szuka, tyle że nie w muzyce.
Delikatnie muskając jej dłoń, odwróciłam się na pięcie, po czym zaczęłam jak oszalała zbiegać po schodach, by w dobrym czasie znaleźć się na parkingu.
Nie byłam nawet w połowie drogi, a dyszałam jakbym przebiegła milę. Śmianie się w takiej sytuacji, było złym dodatkiem, bo męczyłam się jeszcze szybciej. Zawsze myślałam, że mam dobrą kondycję, najwyraźniej byłam w błędzie.
Zeskoczyłam z ostatniego schodka, widziałam już mój srebrny samochód, kiedy po prawie pustym podziemnym parkingu rozdzwonił się mój telefon. Echo spowodowało, że kilka dreszczy przebiegło po moim karku, jednak odebrałam dopiero, gdy wsiadłam do środka auta.
- Gdzie jesteś? - Nerwowo zapytała Kate, jednak mogłabym przysiąc, że uśmiechała się sztucznie.
- Spokojnie, już jestem w drodze. - Starałam się uspokoić moją narzeczoną. - Nie masz o co się martwić, lada moment i będę.
- W tym problem, specjalnie wybrałam z mamą restaurację blisko wytwórni, żebyś zdążyła na czas. Ona chce wychodzić.. - Ostatnie zdanie dodała szepcząc.
- Zatrzymaj ją, zaraz będę.
Rozłączyłam się, po czym od razu odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon. Moja przyszła teściowa miała tendencję do histeryzowania, czasem ten owy gen uaktywniał się także w mojej Katie. Nie rozumiałam na czym polegał ich problem, umówiłyśmy się na osiemnastą, było za dziesięć szósta, miałam sporo czasu, to one przyszły za szybko. Czepiają się mnie, bo pewnie zapomniały, że przekładałam na godzinę później spotkanie.
Szczęście dopisywało mi na tyle, że nie natknęłam się na żadne korki i raz dwa byłam pod pizzerią. Szłam błyskawicznym krokiem ku drzwiom, które otworzył mi miły mężczyzna i przepuścił mnie pierwszą. Doceniałam takie małe gesty, uśmiech natychmiastowo wkradł mi się na usta. Mimo że byłam tylko i wyłącznie stworzona dla Kate, lubiłam ludzi z manierami, zwyczajnie podziwiałam ich. Sama byłam dobrze wychowana, ale zapomina się człowiek i czasem podchodzi zbyt materialnie bądź negatywnie do danych czynności. Nie dostrzegałam w byciu sympatycznym czegokolwiek złego, podobało mi się to wręcz, że nadal są osoby, które wyznają zasady dobrych manier mimo XXI wieku i pomylonych, nadgorliwych, nie znających definicji feminizmu ,,feministek". Sama byłam feministką, tyle że znająca definicję, byłam za równością i tylko równością wobec wszystkich.
Zastałam dwie piękne blondynki w kącie siedzące niecierpliwie przy stole. Zaśmiałam się krótko na wzrok, który posłała mi moja przyszła teściowa. Zdegustowana czekaniem na mnie, siedziała sztywno oparta o oparcie krzesła i wpatrywała się ślepo we mnie. Widziałam jej znudzenie oraz zażenowanie moim minimalnym spóźnieniem.
Moja piękna dziewczyna wstała natychmiastowo od stolika i objęła mnie ciasno z uśmiechem. Pachniała jak zawsze delikatnymi kwiatowymi perfumami. Jej dłonie miękko usadzone na moich biodrach, a buzia w moich włosach, wydychając mój zapach. Dla takich momentów byłam z nią, czułam jej bliskość i miłość, jaką mnie darzyła, a ja ją. Chciałam spędzić z nią resztę życia i dlatego też się tutaj zebrałyśmy dzisiaj.
Nie puściła mnie dopóki jej mama nie chrząknęła, upominając nas, że jesteśmy między ludźmi. Mimo dwudziestego pierwszego wieku, tolerancji, która - rzekomo - panowała wokół, społeczeństwo gapiło się bez mrugania na pary homoseksualne bądź wmawiało sobie, że jesteśmy tylko przyjaciółkami.
Katie zanim odsunęła się ode mnie, mechanicznie złapała mnie za okrągły pośladek, by uświadomić wszystkim stan rzeczy między nami. Wyszczerzyła swoje zęby w szczerym uśmiechu, po czym puściła mi oczko.
Radowałam się w środku, kiedy Keira, jej rodzicielka wywróciła oczami na nasze zachowanie. Kobieta już dawno temu pogodziła się z myślą, że jej córka jest lesbijką i nawet cieszyła się z tego, jedyny problem miała ze mną, jako że nie pasowałam do jej standardów życiowych. Śmieszył mnie fakt, że nie chciała mnie jako żony dla swojej córki, kiedy sama była trzy razy w związku małżeńskim. Nie jej było oceniać nasz związek i nasze uczucie.
Usiadłyśmy obok siebie, trzymając się za ręce. Mimo bycia z nią przez trzy lata, nie znudziłyśmy się sobą. Po roku mieliśmy małe problemy związane z brakiem stałej pracy Kate, ale doszłyśmy do porozumienia. Zawsze pragnęłyśmy siebie nawzajem, kochałyśmy siebie bez dna.
Jej pięknie błękitne oczy pełne iskierek, blond włosy niechlujnie ulizane, ubrana w letnią sukienkę w marynarskim stylu i w szpilkach. Wyglądała jak co dzień, ale inaczej. Cieszyła się jak zawsze, ale tego dnia wyjątkowo poprawiła mi nastrój. Odwzajemniłam uśmiech.
- Więc, Lucy, masz jakiś powód na usprawiedliwienie siebie? - Spytała z podniesioną brwią Pani Clum.
- Nie spóźniłam się, zapomniałyście, że przełożyłyśmy spotkanie na późniejszą godzinę, przyszłyście za szybko. Generalnie, jestem na czas i nie powinna się mnie Pani czepiać.
Kobieta automatycznie spojrzała na zegarek, który miała na lewym nadgarstku. Wpatrywała się w niego kilka sekund, po czym westchnęła cicho i oparła się o oparcie. Zmieniła wyraz twarzy na łagodniejszy, patrząc na nas. Potrafiłam dostrzec jej cichą nadzieję w oczach, że Katie wyjdzie w miłostkach, w których ona zawiodła. Chciałam jej na głos przysiąc, że nie opuszczę jej córki, chyba że zwariuję bądź umrę, ale nie chciałam wszcząć dyskusji, więc milczałam i jedynie obserwowałam jej ruchy.
Ubrana w marynarkę i spódnicę w kratę, ułożone perfekcyjnie włosy, ledwo zauważany makijaż, sprawiały, że wyglądała kilka lat młodziej, a zajmowała się polityką zawodowo. Moja teściowa prezentowała się odwrotnie od mojej Kate, jak na rodzinę, miały kompletnie inne gusty. Jedna sprawiała wrażenie niedostępnej i poważnej, a druga beztroska oraz towarzyska. Nie dziwiłam się, Keirze jej chłodu, doskonale wiedziałam, jaki był ojciec Katie, despota i tyran. Kobieta spędziła z nim wiele potwornych, długich lat, pewnie przeżyła wiele przykrości. Moja przyszła żona straciła kontakt z rodzicielem, kiedy wziął rozwód z jej matką, kiedy miała 7 lat.
Chwilę rozmyślałam nad tym, czy powaga w rodzinie Clum przychodzi z wiekiem, czy doświadczeniem, kiedy poczułam uszczypnięcie. Moje prawe przedramię zaróżowione, powodem była Kate i jej dziecinne podejście do moich podróżnych myśli.
- Zawsze taka jesteś, czy tylko kiedy jesteś ze mną? - Spytała rozbawiona mama.
Jej rozluźniona postawa, sprawiła, że zarumieniłam się nieco i posłałam znaczące spojrzenie mojej narzeczonej. Doskonale wiedziała, że byłam zdumiona błyskawicznie zmienionym nastrojem jej matki. Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie i wzruszyła ramionami.
- Czasem mi się zdarza. - Wybąkałam niczym nastolatka przyłapana na oglądaniu niegrzecznych filmów dla dorosłych.
- Czasem? - Zachichotała Kate. - Ty non stop jesteś myślami gdzieś indziej.
- O czym więc myślisz tak? - Spytała poważniej, lecz nadal wesoło.
- O twojej córce.
- Nawet kiedy jesteś blisko niej?
- Oczywiście, wtedy najwięcej. Kocham ją i uwielbiam to sobie powspominać.
- Nie wolisz spędzić z nią czasu w rzeczywistości? - Była zaskoczona. - Nie lepiej byłoby zamiast myśleć, czuć?
- Czułam nieraz, a lubię rozpamiętywać, żeby pamiętać na później. - Spojrzałam na Kate, która ściskała moją dłoń i wpatrywała się we mnie rozczulona. - Z cichą nadzieją, że nigdy mi jej nie zabraknie i nie będą mi potrzebne wspomnienia o niej.
- Dlatego tutaj jesteśmy? Będzie ślub?
Zaśmiałam się nerwowo wraz z moją narzeczoną. Jej mama jeszcze nie była pewna, jakie plany miałyśmy wobec siebie, że nie widziałyśmy świata poza naszym uczuciem. Zależało nam na sobie od trzech lat i czterech miesięcy, znam Keirę od ponad dwóch lat, jednak ona zdawała się być ślepa na nasz związek.
- Być będzie, ale cholera wie kiedy. - Kate oznajmiła. - Na pewno nie zdarzy się to, dopóki nie znajdę pracy.
- Dlaczego? Mogę wam dołożyć.
- Nie chodzi o pieniądze, Lucy chce udowodnić coś.
Obie skierowały na mnie swoje spojrzenia. Były różne, jedna ze złością, a druga zaciekawiona.
- Nie ,,coś". Uważam, że nasza Katie musi poznać kwestię pieniędzy, że nie przychodzi wszystko ot tak oraz chodzi mi głownie o fakt jej bezrobocia, nie chcę być z leniem do końca życia! - Zażartowałam, na co wszystkie się zaśmiałyśmy. - Ale naprawdę, chcę, żebyśmy miały już całkowicie ułożone życie, pewne siebie i swoich osiągnięć. Nie chcę być z lekkim duchem, to znaczy - kocham cię, Kate, ale chcę, żebyś coś zrobiła ze swoim życiem i nie polegała tylko i wyłącznie na mnie czy twojej mamie.
- Nie widzę w tym nic złego. - Oznajmiła Pani Clum.
Podniosłam brew na jej słowa.
- Nie pracowała Pani przez jakiś okres, kiedy była z ojcem Kate, czyż nie? Było miło, kiedy były awantury? - Spytałam ją retorycznie.
- Zamierzasz wytykać mojej córce jej bezrobocie?
- Nie zamierzam nic robić, ale ludzie się kłócą, nie chcę być w sytuacji, gdzie mnie zwolnią lub odejdę i nie będziemy mieć, co do garnka włożyć.
- Macie mnie.
- Dziękuję za pomoc, ale daruję sobie. Nie chcę pomocy ani od moich rodziców, ani od Pani.
- Duma jest czasem zbędna. - Wtrąciła się moja dziewczyna.
- Nie duma, Kate i dobrze o tym wiesz. To kwestia wychowania oraz godności. Nikt nie będzie na mnie łożył, jeżeli jestem całkowicie sprawna fizycznie i psychicznie. Nie będę jedyna, która utrzymuje rodzinę. Nie będę tutaj rozmawiać o takich sprawach.
Cisza, która zapanowała między nami była tak bardzo niezręczna, jak możliwie mogłaby być. Żałowałam, że w ogóle to spotkanie odbyło się. Nie rozumiałam, jaki sens był w wszczęciu tej dyskusji przez blondynkę. Nie podobało mi się to, że wciągała swoją matkę do naszych spraw. Nie myślę, żeby takie sytuacje robiły cokolwiek dobrego w naszym związku czy w życiu takiej osoby, która została zbędnie wplątana między nas. Ja nie chciałam mojej rodziny nosów w moim życiu, więc nie chcę jej także. Wolę prywatny związek, aniżeli publiczny i otwarty dla wszystkich do zobaczenia.
- Rozumiem twoją postawę. - Powiedziała jedynie Keira. - Bycie niezależnym jest ważne, niewątpliwie. Podoba mi się to, że myślisz o jej przyszłości. - Uśmiechnęła się do mnie zadowolona.
Zrozumiałam, że taka właśnie była. Na zewnątrz silna i zimna, a wewnątrz krucha i kochana, ale jej prawdziwa strona wychodzi tylko dla zaufanych osób. Mądrym zagraniem jest nie pokazywać wszystkim swojej miękkiej strony. Jednak dziwił mnie fakt, że byłam z jej córką tyle lat, a ona dopiero teraz pozwoliła mi poczuć jej ciepło.
- Czy są Panie gotowe złożyć zamówienia? - Spytała cicho kelnerka, której nie zauważyłam.
- Tak. - Odpowiedziałam szybko - Poproszę herbatę malinową i trzy kawałki pizzy wegetariańską.
- Dwie herbaty cytrynowe oraz małą pizzę z szynką i pieczarkami. - Powiedziała Pani Clum.
- Zaraz będą herbaty, na pizze muszą Panie poczekać.
Szatynka z zielonymi oczami znikła szybciej, niż się pojawiła.
- Obsługa godna podziwu, jesteśmy tutaj piętnaście minut, a dopiero teraz przyszła. - Skomentowała Keira. - Nigdy więcej tutaj mnie nie zapraszajcie. Gdybym to ja zarządzała tą restauracją, wyrzuciłabym na bruk tę dziewuchę.
Prychnęłam pod nosem na określniki, jakie używała matka Kate. Zaczęłam doceniać jej poczucie humoru, nawet jeżeli niecelowo go używała.
- Kiepska bo kiepska obsługa, ale jedzenie smaczne. Mają dobrego kucharza. - Zapewniłam.
- Dlaczego wegetariańska?
- Nie jem mięsa od półtora roku. - Zaśmiałam się krótko. - Na Boże Narodzenie nie jadłam nawet karpia, nie zauważyłaś?
- Jakoś nieszczególnie kontaktowałam w tamten wieczór. - Mruknęła, jakby myślała nad czymś.
- Czerwone wino było znakomite.
- Oj, było. - Jej lica mocno zróżowiały i nawet puder nie pomógł jej w tej sytuacji.
Posłałam jej przyjazny uśmiech, który odwzajemniła. Spojrzała po chwili w stronę swojej córki, a jej mina uległa zmianie. Gorycz rozlała się po jej buzi, przez co i mi odechciało się dalszej rozmowy.
Zwróciłam wzrok ku smutnej minie dziewczyny, która patrzyła się niemo w stół. Przejechałam moimi krótkimi paznokciami po jej ramieniu, lecz kiedy nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, zbliżyłam usta do jej ucha.
- Nie bądź na mnie zła, dobrze wiesz, jak bardzo chciałabym, żebyś nabrała nowych perspektyw. - Wyszeptałam.
Rozbudziła się odrobinę, bo przynajmniej na mnie spojrzała. Nic nie powiedziała jednak, jedynie kiwnęła głową, którą następnie położyła na dłoni. Wyglądała na zmartwioną, co nie wróżyło nic dobrego.
- Pójdę się odświeżyć. - Oznajmiła Keira wstając, wysyłając mi znaczące spojrzenie.
Kiedy tylko znikła z pola widzenia, zbliżyłam się po raz kolejny do Kate, która nie zmieniła pozycji i pozostała markotna.
- Co się dzieje?
- Co ma się dziać? - Odwróciła głowę w moją stronę i patrzyła na mnie pusto. - Jestem leniem i nie mam pracy, norma.
- Nie jesteś leniem, jesteś kreatywną osobą. Żartowałam o tym bezrobociu. A pracę znajdziesz, jeśli tylko zechcesz.
- Ale w tym problem, nie chcę. Mam pieniądze, więc po co mi praca. Wolę zająć się domem.
- Oczywiście, to też praca, ale świetnie wiesz, że źle mi się układa we firmie, że mogę stracić awans. Nie będę polegać na twojej matki pieniądzach, na które haruje jak wół, dzień w dzień jako jebana sekretarka.
- Pieniądze są od ojca i dziadków, w małej procencie są od mamy.
- Kate.. - Zaczęłam tracić cierpliwość. - Na litość Boską, masz dwadzieścia pięć lat, czas dorosnąć. Skończyłaś edukację, masz wykształcenie, by pracować w biuru podróży, dlaczego tego nie zrobisz? Przecież uwielbiasz planować wycieczki.
Jej pierwszą reakcją było wywrócenie oczami. Po minucie bądź dwóch dopiero na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, który miłowałam. Przytuliła się do mnie i pocałowała mnie krótko w policzek.
- Zaniosę w poniedziałek CV do kilku biur, ale niczego nie obiecuję. Kocham cię.
- Kocham cię mocniej, ty mój uparciuchu. - Odpowiedziałam.





___

Przepraszam z całego, zimnego serduszka i obiecam ciąg dalszy nastąpi, jak najszybciej to będzie możliwe. :))
Szablon by Selly