wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział I.

Birdy jest użyta jako postać fikcyjna w tym opowiadaniu, co oznacza, że wszystko co zostanie spisane nie pokrywa się z rzeczywistym stanem jej życia. 
Na wattpad też jestem : Kocham Inaczej
___________

~ Veronica ~

- Ronnie! - Usłyszałam moją mamę. - Obiad będzie za dziesięć minut!
Kochałam moją mamę równie mocno, co tatę, z którym nie mieszkałam już od dwóch lat. Rozwiedli się głównie ze względu na brak porozumienia z nimi. Tęskniłam za nimi będącymi razem. Byli świetnymi rodzicami, nawet kiedy mieszkaliśmy we trójkę, było dobrze. Moi rodzice pracują prawie cały czas, stąd też problem w komunikacji, ale nie prosiłam ich, by zostali ze sobą. Miałam dziesięć lat, kiedy zaczęłam dostrzegać, jak wiele ich różni. Kłócili się często, nadal to robią na zjazdach rodzinnych, aczkolwiek starają się, bym tego nie zobaczyła za co jestem wdzięczna. Nie lubię widzieć ich złych. 
Dziś mieszkałam jedynie z mamą w Paryżu, chodząc do publicznej szkoły, nie widząc ojca częściej niż raz na trzy miesiące, jako że żyje na południu Francji. Rozmawialiśmy ze sobą praktycznie codziennie, jednak to nie było to samo, jak za czasów, kiedy dzieliliśmy dach nad głową.
- Okay! - Odkrzyknęłam z pokoju.
Siedziałam przy biurku i uczyłam się na sprawdzian z biologi, który wcale mi się nie widział. Nie byłam głupia, a przynajmniej tak moje oceny świadczyły, ale biologia była jak chemia i matematyka, nie dla mnie. Wolałam języki i artystyczne zajęcia, nawet jeżeli to oznaczało, że tańczyć musiałam sama, a na zajęciach dodatkowych ze śpiewu nie miałam chórku. 
Nie byłam lubiana. Nigdy nie miałam przyjaciół i pogodziłam się z tym, nawet jeżeli do tej pory sprawiało mi to przykrość.
Włączyłam ponownie laptopa, mając na kolanach książkę od znienawidzonego przedmiotu. Kiedy uruchomiałam strony internetowe, które wyłączyły się po zresetowaniu komputera, przypomniałam sobie słowa mojego byłego nauczyciela od biologi. 

" 22 maja 2015 rok

Siedziałam na ławce przed szkołą, mając wolną lekcję i czytałam książkę fantastyczną, którą wysłała mi moja kuzynka z Anglii. Przed ławką na kamiennym chodniku było mnóstwo rozdłubanego słonecznika, który zostawili nieposprzątany inni. Okropny odór był odczuwalny z kosza obok mnie, jednak nie ruszyłam się z miejsca i siedziałam uparcie, wiedząc że nigdzie nie znajdę na tyle spokojnego miejsca, by przeczytać książkę.
Podobno lektura miała być wciągająca, o wilkołakach i wampirach, jakiś romans przede wszystkim, ale w ogóle nie spodobał mi się wątek mieszania obu gatunków stworzeń mitycznych. Wolałam czytać proste romanse, o kobiecie i mężczyźnie, którzy poznali się i chcą siebie kochać, zwalczając zło na ich drodze. Ta historia była pogmatwana, co chwilę coś się działo, zmuszając mnie do marszczenia nosa i czoła w akcie poirytowania.
- Witaj, Veronico.
Podniosłam głowę znad książki i zobaczyłam przed sobą średniego wzrostu, młodego blondyna z przeciwsłonecznymi okularami na nosie, które podkreślały jego bladą skórę i rudą brodę krótkiej długości. Uniosłam brwi w zaskoczeniu na widok nauczyciela od biologi, który został zwolniony ze szkoły kilka dni temu z powodu cięć budżetowych. Szkoda, lubiłam go.
- Dzień dobry. - Odwzajemniłam słabo uśmiech. - Coś się stało?
- Nie będę ci przeszkadzał, tylko chcę ci powiedzieć o czymś. - Otwierał usta, by coś powiedzieć, ale zamilknął.
Patrzył na dół, na moje uda, gdzie trzymałam dłonie i złożoną książkę. Stał tak nade mną, pokazując jak dużo wyższy jest ode mnie, powodując, że zaczęłam się zastanawiać nad jego intencjami. Uśmiechnął się szerzej, patrząc ponownie w górę. 
- Team wilkołaków czy wampiry? - Spytał rozbawiony.
Oblałam się rumieńcem, wiedząc że tytuł dzieła od razu świadczył o romantycznej treści. 
- Wilkołaki. - Wyszeptałam zdezorientowana, dlaczego ze mną rozmawiał.
Zaśmiał się krótko, dołączyłam do niego jednak. Sytuacja wydawała się być śmieszna i dla mnie. Jednak ja czułam się żałośnie, że czytałam coś takiego, a on śmiał się z mojej reakcji.
- Chciałem zapytać na jaki kierunek studiów się wybierasz? - Zmienił temat rozmowy, poważniejąc odrobinę. - Do jakich szkół składałaś papiery?
To był mój ostatni rok szkoły i zostało mi zaledwie półtora miesiąca do końca szkoły, obecnie to pytanie było moją zmorą, tak często padało. Niemal wszyscy z mojej klasy bądź równoległych mówiły, że idą na studia związane z reklamą, weterynarię bądź szkoły dla tancerzy. Szkoda było mi zwierząt oraz gospodyń domowych, które będą zmuszone oglądać ich. Bawiło mnie to, że osoby takie jak one szły na studia, nie nadawali się i mówię to z czystym sumieniem. Ludzie, których ja znałam, ledwo zdawali z klasy do klasy i nie wyobrażałam sobie ich pracujących systematycznie.
- J-Ja? - Nerwy wzięły górę i nie potrafiłam się wysłowić, co zostało zauważone przez nauczyciela. - Ja.. Ja n-nie idę na studia, proszę pana. 
Moje słowa zmusiły do zdjęcia okularów, bym zobaczyła jego ściągnięte brwi oraz zaskoczenie wymalowane na przystojnej twarzy. Wszyscy reagowali tak samo, nie dowierzali moim słowom.
- Powiedz, że żartujesz. - Usłyszałam jego ton, który był przeciwieństwem przyjemnego. - Nie idziesz na studia, kiedy.. te debile wybierają się na nie? 
Kiwnęłam głową potwierdzająco, zaciskając usta w cienką linię, by opanować gniew, który we mnie gromadził się od dłuższego czasu. Mężczyzna kręcił głową, patrząc na mnie jakby wyrosła mi druga głowa. Nie do końca rozumiałam jego rozzłoszczenie, jako że nie byliśmy aż tak blisko, by przejmował się moim losem, ale zrozumiałam jego szok. Nie przechwalając się, byłam jedną z pięciu osób w klasie liczącej 32, która miała szansę na porządne życie, a jednak oddałam tę szansę innym.
- Nie jest jeszcze za późno na składanie papierów. - Powiedział krótko. - Masz jeszcze okazję.
- Nie idę na studia. - Niewzruszony ton był jak zimna woda dla niego.
- Dlaczego?
I tutaj zadziwił mnie po raz kolejny. Nikt nie zapytał powodu, jeżeli w ogóle pytali. Nauczyciele pytali się pokrótce wszystkich, co będą robić po szkole średniej i większość wiedziała co, wyglądało na to, że jedyna jeszcze nie rozumiałam życia i jak to działało.
- Wiele czynników, choćby brak pieniędzy na studia. - Wymieniłam niezgodnie z prawdą. 
Moja mama wystąpiła w kilku filmach, a tato był przedstawicielem handlowym, moich rodziców było stać na moje studia bezproblemowo, tym bardziej, że byłam jedynaczką. Pieniądze jednak były wygodną wymówką, jaką wymyśliłam na poczekaniu.
- Z twoim talentem i zapałem do pracy możesz dostać stypendium. - Oznajmił pełen nadziei.
- Żaden uniwersytet nie proponuje niczego, co zainteresowałoby mnie. - Mówiłam dalej moim zduszonym głosem. - Nie czuję się także na siłach, by zacząć taki duży krok w życie.
Ostatnie zdanie wywołało u niego łagodny uśmiech. Usiadł obok mnie, rezygnując z pokazywania mi swojej siły stojąc oraz namawiając do pójścia na studia. Był skierowany w moją stronę całkowicie, jako że usadowił swoją nogę pod sobą. Patrzył na mnie spod swoich rzęs, ruszając brwiami, kiedy mówił.
- Nie wierzę, że to ty powiedziałaś. Jak uczyłem przez ten rok to ty jedyna z klasy wydawałaś się być najbardziej ogarnięta. - Ponownie oblałam się rumieńcem, pomimo moich szczerych niechęci. - Trzeba dorosnąć kiedyś, Veronica.
- Wiem. - Mruknęłam. - Ale jeszcze nie czas.
- To co będziesz robić? - Zapytał zaciekawiony.
- Jadę do Włoch na urodziny kuzynki na kilka dni, a później się zobaczy. Myślę o roku przerwy od szkoły, spróbuję znaleźć pracę - nie wiem jeszcze jako kto - i spróbuję jakoś żyć. Ale najpierw chcę odpocząć.
- Coś się dzieje? 
Od razu poruszyłam głową przecząco. Nie miałam ochoty rozmawiać o czymkolwiek, co miało miejsce w szkołach, do których uczęszczałam. Nie zamierzałam wplątywać w cały ten syf kogokolwiek. Nie chciałam być kapusiem, beksą czy ,,tępą dzidą", wolałam nie karmić trolli. Zostało mi niewiele czasu w ich towarzystwie, nikt nie wiedział jak bardzo się z tego cieszyłam.
- Twój melancholiczny głos mówi inaczej. - Wyjaśnił, patrząc na mnie dużymi oczami.
- Nic się nie dzieje oprócz tego, że koniec szkoły i wszyscy wymagają od nas, by zacząć ustatkowywać się od razu. 
Wywołałam swoimi słowami u niego śmiech, relaksując się przy nim, wiedząc że za chwilę zmieni temat rozmowy po raz kolejny.
- No. - Potarł swoje ręce o spodnie, wzdychając głęboko, nadal utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. - Przyszedłem tutaj po coś kompletnie innego. - Zaśmiał się krótko, pokazując swoje perliste zęby. - Jest olimpiada biologiczna, dzięki której wygrany ma zagwarantowane stypendium na studia, które sam wybierze. Myślałem, że będziesz zainteresowana, ale skoro kończysz naukę na szkole średniej jak na razie, idę powiedzieć innym. - Powiedział wstając, kręcąc niezadowolony głową. - Szkoda. Naprawdę szkoda.
- Do widzenia. - Wymieniliśmy się po raz ostatni uśmiechami, kiedy po chwili odszedł w stronę swojego byłego miejsca pracy. "

- Olimpiada biologiczna. - Prychnęłam pod nosem kpiąco. - Jak ja w ogóle nic nie rozumiem z tego..
Patrzyłam nerwowo na książkę. Żałowałam, że nauczyciel odszedł, a wróciła do pracy kobieta z macierzyńskiego, która wymyśliła sobie test. Nie było mi to na rękę, jako że już czułam koniec roku i nic mi się nie chciało. Wolałam słuchać mojej ulubionej muzyki, pisać z koleżanką zza granicy i podśpiewywać pod nosem, nauka była ostatnim, co chodziło po mojej głowie.
Moje dobre oceny nic nie oznaczały, nie dla mnie i nie dla moich rówieśników. Wcale nie siedziałam z nosem w książkach, czasem coś przeczytałam, czasem nie. Miałam świetną pamięć i szybko zapamiętywałam wszystko, jeżeli tylko mi na tym zależało. Nikogo nie obchodziło, jak dobrym się jest, jeżeli ktoś tylko chciał cię przyrównać do gówna bądź zmienić cię w nie, mógł. 
Otworzyłam stronę facebooka, na którym siedziałam bardzo rzadko. Wchodziłam na te stronę jedynie, by zobaczyć, czy któryś z moich ulubionych zespołów nie grał koncertu w pobliżu. Widząc, że mam nieodczytaną wiadomość, otworzyłam ją. Czytając pokrótce wyzwiska, którymi nieznany mi chłopak mnie obsmarował, usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Wymazałam konwersację i wyłączyłam stronę, którą gardziłam. 
Zostałam wyzwana grubasem, dziwką i ktoś mi groził, że połamie mi wszystkie kości. Ciekawiło mnie, jak tego ostatniego dokona, ale nie odpisałam mu. Nigdy nie odpowiadałam na takie zaczepki, pogorszyłabym sytuację.
- Kochanie, tata dzwoni. - Do pokoju weszła moja mama z telefonem w ręce.
Jej rude włosy spięte w kok, uwydatniając jej kości policzkowe, piegi na nich i zmarszczki, które zaznaczały jej dojrzały wiek. Skończyła czterdzieste piąte urodziny w zeszłym tygodniu, jednak wyglądała na te pięć lat mniej bądź nawet i więcej. Wyglądała ładnie, zawsze chciałam mieć jej miękkie i rude włosy oraz krągłe biodra, które opinała ołówkowymi spódnicami do kolan.
Uśmiechnęłam się do niej, mimo że czułam jak w środku rozpadałam się. Nie chciałam brać do siebie tego, co inni mówili bądź robili, ale nie miałam na to wpływu, a przynajmniej tak się czułam. Moi rodzice wychowywali mnie, że jeśli ktoś cię nie lubi, twój  świat nie kończy się, a wręcz robisz coś dobrze, że czują się zagrożeni. Nie myślałam tak jak oni, to nie oni chodzili do szkoły codziennie, w której byli znienawidzeni przez wszystkich i wytykani paluchami.
- Obierzesz? - Podawała mi słuchawkę, którą od razu wzięłam z jej rąk.
- Hej, tato. - Przywitałam się, dając znak ręką mamie, by wyszła.
Podniosłam się na nogi, ówcześnie kładąc książkę na biurko. Przerzuciłam włosy na lewe ramię, przykładając słuchawkę do prawego ucha dokładniej, by słyszeć lepiej rodziciela.
- Cześć, stonko. - Jego chrypliwy głos, sprawił, że uśmiech natychmiastowo pojawił się na mojej twarzy. - Jak minął dzień?
Była środa, 10 czerwca, jeszcze trzy tygodnie szkoły i mogłam odpocząć od wszystkich i wszystkiego. Nie mogłam się doczekać końca mojej męczarni. Moi rodzice jedynie wiedzieli, że czekałam z niecierpliwością do ukończenia roku szkolnego, myśląc jedynie, że byłam jedynie entuzjastyczna.
- Zaliczam do udanych. - Odparłam radośnie. - Twój?
- Mój też jest dobry. Zgadnij, kto przyjeżdża do Paryża jutro?
- Ty? - Nie dowierzałam, jednak jego śmiech przyznał mi rację. - Przyjedziesz odwiedzić swoją marnotrawną córkę? - Zażartowałam, jednakże wywołałam u niego głębszy oddech.
- Kocham cię, wiesz o tym i nigdy nie zmusiłbym cię, byś zrobiła coś wbrew sobie. - Powiedział poważniejszym tonem, który znałam aż za dobrze. - Mówiłaś, że się zastanowisz, to jak, wymyśliłaś już?
Mój staruszek nie chciał przyjąć do wiadomości, że nie wybierałam się na studia, a ja nie miałam serca cały czas powtarzać tego samego.
- Tato.. Mówiłeś, żebym się spełniała, pamiętasz?
- Oczywiście.
- Katie, twojej siostry pasierbica powiedziała, że mogę przyjechać do Londynu i porozglądać się za pracą. Zawsze chciałam pracować w gazecie, a ona czasem pisze, wiec może uda jej się mnie wkręcić w jakieś pisemko.
Nie skłamałam. - Pocieszałam się w myślach. Naciągałam prawdę i natychmiastowo poczułam, jak mój żołądek kurczy się, a płuca zabraniają nabierać powietrza. Uczucie winy od razu ogarnęło moje ciało, co sprawiło, że tylko czułam się gorzej.
Katie pozwoliła mi zamieszać z nią i jej dziewczyną, ale znalezienie pracy było w moich rękach, a to równało się z porażką. Nie nadawałam się do kontaktów międzyludzkich, byłam beznadziejna w rozmowie z ludźmi. Nigdy nie wiedziałam co i kiedy powiedzieć, pewnie spowodowane to było, że nikt mnie tego nie nauczył. Nie miałam problemu rozmawiać z dorosłymi, większości czasu ich słuchałam, ale wymiana opinii czy opowiadanie o sobie przychodziło mi z niemałą trudnością. Bałam się bycia wyśmianą po raz kolejny, tym razem przez osobę, którą szanuję i dbam o jej zdanie na mój temat.
Palnęłabym jakąś głupotę na rozmowie kwalifikacyjnej, jeżeli to takiej doszłoby. Od dziecka byłam otwarta, ale nietaktowna. Krótko długa historia była taka, że jestem niedyplomatyczną osobą. Niezgrabna, niezręczna rozmowa ze mną była na świetle dziennym.
- Ronnie.. Ronnie.. - Słyszałam, jak mój ojciec mnie wołał, cicho chichocząc ze mnie.
- Przepraszam. - Odsunęłam od siebie negatywne myśli i powróciłam do rozmowy.
- Nic się nie stało. - Zaśmiał się po raz ostatni. - Ale chcę, abyś wiedziała, że jak przyjadę to chcę cię zabrać na kolację i przedstawić komuś.
Wiedziałam, że spotyka się z jakąś dziewczyną, jednak nie wiedziałam, że było to na poważnie.
Gula pojawiła się w mojej krtani, nie pozwalając na mówienie. Nerwowo zagryzłam wargę, czując po chwili metaliczny smak krwi.
- Cholera. - Zaklęłam szeptem, by mój ojciec nie usłyszał.
Pomimo moich 18 lat, nie lubiłam przeklinać w jaki sposób przy moich rodzicach z szacunku, jaki miałam do nich.
Puściłam wolno dolną wargę i przytknęłam do niej wskazujący palec. Odsunęłam dłoń i zobaczyłam czerwoną ciecz na jego opuszku, wycierając w chusteczkę, którą miałam na biurku. Zassałam wargę, starając się zahamować krwawienie.
- Nie chcesz jej poznać. - Powiedział zdenerwowany. - Daj jej szansę. - Poprosił. - Naprawdę mi zależy, polubicie się.
Oparłam się plecami o zamknięte drzwi, starając się opanować emocje.
- Ale nie powiedziałeś mamie, prawda? - Zapytałam dla pewności.
Usłyszałam, jak oddycha głośno i nierówno, co spowodowało, że zacisnęłam zęby ze złości.
- Nie, ale poznają się jutro. Uważasz, że nie powinienem ich ze sobą zapoznawać? - Spytał niepewnie.
- Uważam, że ona ci nie przedstawiła swojego chłopaka.
Zakończyłam połączenie, rzucając słuchawką telefonu stacjonarnego na łóżko, w mgnieniu oka dołączając do niej. Biegiem ruszyłam w stronę zaścielonego porządnie pościeli, ciskając się na nie. Przez sekundę moje ciało podskakiwało na materacu przez ruch, jaki wykonałam, jednak szybko się uspokoiło. Położyłam się na brzuchu, oddychając nerwowo w poduszki.
Wiedziałam, że nie będą już nigdy razem, ale za każdym razem, kiedy byłam świadkiem, jak matka wracała późno do domu, czy ojciec opowiadał o Alex, bolała mnie głowa i serce. Moi rodzice poddali się, nie walcząc. Pozwolili sobie na rozstanie po osiemnastu latach małżeństwa. Miałam szesnaście lat, kiedy wyprowadziłyśmy się z mamą do Paryża. Nowi ludzie mieli mnie odciągnąć od tego, co się działo w domu, powiedzmy że udało się, ale z negatywnymi skutkami. Kiedy mieszkaliśmy jeszcze z tatą, rodzice domyślali się, że nie mam za wielu przyjaciół. Teraz nie wiedzą nic, dla świętego spokoju mojej rodzicielki, wychodzę z domu nie tylko do szkoły, ale też na spacery, by ,,spotkać się" z moimi znajomymi. Dziwi mnie to, że wcale jej nie zależy na poznaniu ich, może wie, że mam zmyślonych przyjaciół.
Boże, jak to brzmi.. ,,Zmyśleni przyjaciele", jakbym była chora na głowę czy coś. 
Telefon zadzwonił, raz, drugi, przy trzecim odebrałam, przyciskając słuchawkę do ucha.
- Veronica. - Mój ojciec odezwał się pierwszy, wiedząc że to ja odebrałam. - Rozumiem, że jesteś wściekła, ale nie traktuj mnie tak. Nie jestem twoim kolegą, jestem twoim ojcem, do cholery.
Nie miał zielonego pojęcia, jak bardzo cieszyłam się, że nie był moim kolegą. Moi ,,znajomi" traktowali mnie równie miło, jak i pozostałe osoby z klasy.
- Przepraszam, poniosło mnie. - Wyszeptałam.
- Twoja matka ma chłopaka? - Zapytał po minucie ciszy.
- Chyba tak, nie wiem. Co jakiś czas spóźnia się na kolację, wraca nad ranem. - Mówiłam mętnie. - Wydaje mi się, że ma kogoś.
- Od kiedy?
- Nie wiem, miesiąc? Dwa?
Po drugiej stronie słyszałam tylko jego oddech. Gdyby nie jego niewyraźne pomrukiwanie pod nosem, nie wiedziałabym, że jeszcze jest na linii.
- Tęsknisz za nią chociaż czasem? - Nim zdążyłam się powstrzymać, zadałam już pytanie.
Jeszcze moment nie odzywał się, jednak za chwilę odchrząknął i zaczął uspokajać oddech.
- Czasem często. - Przyznał szczerze. - Ale, Ronnie, ja z mamą nie wrócimy do siebie, wiesz o tym prawda? Nie pasujemy do siebie.
- Spokojnie, tato, mieliśmy już tą rozmowę. - Przypomniałam mu. - Po prostu nie mam ochoty poznawać twojej dziewczyny, jeżeli to nic poważnego.
- Wiem, dlatego dopiero teraz ją poznasz. - Zrobił przerwę. - Oświadczyłem się jej wczoraj.
W tym momencie to mi zabrano tlen i wyglądałam, jak ryba wyjęta z wody. Nie wiedzieć czemu nadal łudziłam się, że moi rodzice wrócą do siebie, nawet jeżeli nie dawałam tego po sobie poznać.
Jaką ulgę poczułam, kiedy moja rodzicielka zawołała mnie na obiad.
- Muszę iść, cześć. - Powiedziałam tylko i rozłączyłam się czym prędzej.
Nie wiedziałam, co myśleć o moim tacie i jego narzeczonej. Marzyłam, aby to nie była jedna z tych idiotek, które lecą na pieniądze, że to co ich połączyło było prawdziwe i szczere. Mój ojciec nie potrafił być sam, poznał Alex pół roku po rozwodzie, przeprowadziła się i zaczęła pracować w restauracji, do której często chodziliśmy razem. Podobno wylała na niego jego ulubioną zupę i zostałaby zwolniona, gdyby nie on. Zastanawiało mnie to, jak mógł przyjąć to z takim spokojem, ale znowuż miałam temperament mamy, nie jego.
- Veronica! - Moja mama znowu przywołała moje imię z dołu.
- Idę! - Odkrzyknęłam, ponosząc się z łóżka.
Nadal mając w głowie idiotę, który napisał do mnie nędzną wiadomość, weszłam na facebooka i odpisałam mu: ,,Elokwentne słownictwo. Nie obchodzi mnie twoje marne życie, a takie groźby są karalne, pisz tak dalej, a skończysz w pierdlu."
Wyłączyłam stronę i wyszłam z pokoju z myślą, że w końcu zaczęłam się stawiać. Byłam zadowolona z samej siebie, że zaczęłam zmieniać swoje nastawienie. Nie chciałam mieć tego człowieka w głowie, ale nie znałam go, nie mógł nic zyskać obrażając mnie, co powodowało, że chciałam zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego więcej. Nie rozumiałam ludzkiej złości na własną osobę. Byłam irytująca, oczywiście, ale jak każdy nie jestem idealna. Nie byłam pewna oczekiwań, jakie stawiali mi moi rówieśnicy i ich znajomi. Nie byłam pewna czy chcę wiedzieć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by Selly