poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział II

Usłyszałam magicznego Jamesa Arthura szepczącego, że wybrał mnie, wszystko pachnie różami i razem możemy wybuchnąć*. Zamiast ciemnego tła, które miałam przed oczyma, widziałam siebie w jego ramionach. Mogłam go zobaczyć dokładnie, ale jego dotyk wydawał się być odległy. Uśmiechał się szeroko w moją stronę, pokazując swoje perliste zęby. Błękitne, duże oczy błyszczały uroczo, powodując, że motyle w moim brzuchu latały niemiłosiernie po wszystkich jego kątach. Wsłuchiwałam się w jego melodyjny głos, który powodował, że dreszcze dręczyły moje ciało. Cicho nuciłam jego piosenkę wraz z nim, jednak pozwalając mu na bycie prowadzącym wokalem. Chciałam, aby jego męskie ego wzrosło odrobinę. Pozwoliłam mu na poczucie się lepszym ode mnie, jakoby to wszystko naprawdę miało miejsce.
Po kilku sekundach wizja się skończyła wraz z piosenką, uświadamiając mi, że nic z tego naprawdę się nie wydarzyło. Zawiodłam się odrobinę, bo znajdywałam się w jego kołyszących mnie ramionach.
Śpiąco chwyciłam telefon i szybko zmieniłam ustawienia, by budzik nie dzwonił wielokrotnie, nie chcąc znienawidzić mojego idola o maślanych oczach.
Jęknęłam głośno, przewracając się z boku na brzuch, nie otwierając oczu, wepchnęłam moją twarz głęboko w miękką poduszkę. Nie miałam wiele czasu na przeżywanie koszmaru, który zwałam życiem, zanim moja cudowna matka wbiegała do pokoju krzycząc, że już jest dwie po siódmej. 
Kochałam mamę jak nikogo innego na świecie, skoczyłabym za nią w ogień, ale w tym momencie zastanawiałam się, jaki wyrok dostałabym, gdybym zacisnęłabym moje dłonie wokół jej szyi. 
Krótki hałas pojawił się, uświadamiający mi, że żaluzje zostały poniesione oraz otwarcie okna. Warknęłam, kiedy poczułam jak zimne powietrze otula moje ciało, a wygrzana przeze mnie kołdra, znika niczym duch. Zwinęłam się w kłębuszek, starając się zachować jakąś cząsteczkę ciepła, która została mi odebrana.
- Wstawaj! - Krzyknęła, widząc brak reakcji z mojej strony.
Nie byłam lepsza od osób w moim wieku, też nie chciałam stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. Moi rówieśnicy czy bliscy wieku woleli poleżeć i nic nie robić, ja podobnie, tyle że ja głównie nienawidziłam szkoły z ich powodu. Dogadywałam się całkiem dobrze z nauczycielami, oprócz chemiczki, z którą całe szczęście już nie musiałam się użerać. Uczniowie byli moim problemem, znienawidzeni przeze mnie ze szczerą wzajemnością. Sen wydawał się być jedyną ucieczką od nich, moich rodziców i szarego świata, który nie proponował mi nic. 
- Źle się czuję.. - Wyszeptałam szorstko w poduszkę.
Zastałam ciszę po drugiej stronie. Przez chwilę myślałam, że nie usłyszała i będę musiała ponowić moje zdanie, zanim drzwi trzasnęły i usłyszałam jak zbiega po schodach.
Zachowanie mojej mamy od razu postawiło mnie na nogi. Miałam wybór nie pójścia do szkoły, ale na myśl o dzisiejszym, parszywym humorze mojej rodzicielki, zrezygnowałam. Wolałam iść do szkoły i przebywać wśród ludzi, którzy może mnie nie zauważą, aniżeli sprzątać cały dom, by ją zadowolić. Nie wątpiłam, że jej zły nastrój jest związany z wizytą mojego taty, pewnie też się dowiedziała, że zabiera ze sobą kogoś. 
Wywróciłam oczami na samą myśl o zazdrości u obojga moich rodziców. Nie chcieli być ze sobą, poddali się nie walcząc o związek, a są zazdrośni.
Hipokryci..
Nie rozumiałam takiego zachowania u ludzi, nie podobało im się coś, ale nie zmieniali tego niezależnie od powodów. Ale z drugiej strony, sama byłam obłudnicą, w końcu to ja od ponad dziewięciu lat pozwalam, aby ludzie po mnie chodzili i deptali. 
Nawet kiedy przysięgałam sobie, że następnym razem powiem im do słuchu, mijało się to z prawdą i nadal milczałam, ale zaraz znowu obiecywałam sobie, że znajdę siłę i riposty ujrzą światło dzienne.
Westchnęłam żałośnie, rozczesując włosy dłonią. Natrafiłam na kołtuna, który nie chciał sam z siebie puścić, więc stałam w ten sposób przez chwilę starając się go rozwalić, by uwolnić moje włosy. Czułam, jakbym tylko pogarszała sprawę, a skóra na mojej głowie płakała o litość.
- To idziesz do tej szkoły czy nie? - Do pokoju wtargnęła znowu moja mama.
Była zmęczona, widziałam to doskonale, jej czoło przez noc zaowocowało o kolejne zmarszczki, które dodały jej lat. Zazwyczaj jej dojrzały wygląd powoduje u mnie pragnienie wyglądania tak jak ona, jednak dziś i ona wyglądała źle. 
Na jej mizerny widok, ściągnęłam brwi i rozchyliłam usta, by coś powiedzieć, jednak zrezygnowałam nie chcąc sprawiać jej przykrości moim niemiły komentarzem. Nie chciałam być taka jak wszyscy inni, nie chciałam być jej gnębicielem. Była już w łazience, widziała się w lustrze, miała świadomość swojego zmartwionej twarzy.
Jej wyraz twarzy przeszedł drastyczne zmiany, od zdenerwowania i złości po zadowolenie i adorację mojej osoby. Zaśmiała się wesoło, widząc mnie zaspaną w spodniach piżamowych w kratę i czarnej, rozciągniętej bokserce, która przeszła już wiele, a jej kolor był już wypłowiały.
Zgadywałam, że wyglądałam jak bałagan, byłam pewna tego naprawdę. Bałam się powiedzieć cokolwiek w jej stronę, pewnie wywołując u niej śmierć przez śmierdzący oddech, który jeszcze nie został zażegnany. Jeżeli kiedykolwiek wątpiłabym, dlaczego jestem singlem, to był ten moment, w którym skończyłabym pytać.
- Moja ptaszyna.. - Jej ton przybrał rozczuloną barwę, a dłonie przycisnęły mnie do jej miło ciepłego ciała. 
Nie była wyższa ode mnie, zaczęłam ją nawet przerastać. Lata, w których dotykałam głową jej brzucha minęły dawno ku mojej uciesze. Za młodszych lat byłam jedną z najniższych osób w szkole, dziś byłam przeciętna. Kiedy stałyśmy tak blisko siebie, dotykałyśmy się swobodnie czołami, zastanawiałam się czy jeszcze urosnę. Centymetry we wzroście stały w miejscu od roku, a metr sześćdziesiąt nie zadowalało mnie, chciałam jeszcze te dziesięć centymetrów. Żałowałam, że nie przejęłam genu wzrostu metru dziewięćdziesiąt po moim ojcu. 
- Jest już osiem po.. - Jęknęła cicho.
Mój śmiech rozszedł się po pokoju, a uśmiechy zdobiły nasze twarze. Zmarszczki znikły z czoła mojej rodzicielki, a ja cieszyłam się, że to ja spowodowałam ich brak. Wyglądała o wiele lepiej radosna i pełna życia, a przynajmniej dla mnie była perfekcyjna.
Odsunęłam się powoli od mojej mamy i bez słowa ruszyłam w stronę łazienki nucąc nadal piosenkę z mojego budzika.

~*~

Po porannej toalecie, pospiesznym ubraniu się i zjedzeniu kilku gofrów z bitą śmietaną, wybiegłam na korytarz i przyodziałam tenisówki. Miałam niecałe dwadzieścia minut na zdążenie do szkoły oddalonej o trzy i pół kilometry, odszukanie mojej szafki, wzięcie książek i wbiegnięcie na trzecie piętro na znienawidzony przeze mnie angielski. 
- Miłego dnia, skarbie. - Powiedziała mama, tuląc mnie do siebie.
- Ty też. 
Wymieniłyśmy się uśmiechami zanim wybiegłam z domu.
W domu mówiliśmy głównie po angielsku, moi rodzice pochodzili z Anglii, przyjechali do Francji poszukując pracy. Lubiłam język sam w sobie, nie przepadałam za nauczycielką, która wydawała się być z innego świata. Moi rówieśnicy nie uczestniczyli na lekcji, tak jak ja, a to tylko dlatego, że nauczycielka żądała od nas tego. Kiedy ktoś się odezwał na lekcji, udzielając poprawnej odpowiedzi, kobieta zmierzyłaby groźnie wzrokiem i powiedziałaby: ,,Rozumiem, że znasz odpowiedź, ale pozwól, by ktoś inny odpowiedział." Nie radziłam sobie z tą nauczycielką i nawet jeżeli nie określiłabym jej jako idiotki, ktoś taki pewnie by się znalazł. Nie uważałam jej złą nauczycielkę, uważałam, że się do tego zawodu nie nadaje. Nie rozumiałam, w czym jej przeszkadza aktywność uczniów i dlaczego jej nie lubi. W końcu po to zostaje się nauczycielem, aby nauczać i zachęcać uczniów do poszerzania horyzontów. Nie wiem jak z innymi, ale u mnie zabijała moją chęć uczenia się tego języka. 
Słońce dręczyło moje oczy, bezwstydnie świecąc w nie silnie, nie zwracając uwagi na to, że dzień dopiero się zaczął. Z przymkniętymi powiekami, ledwo widząc chodnik i ludzi, biegłam ile sił w nogach, by zdążyć na pierwszą lekcję. Mijający mnie pieszy rzucali mi wściekłe spojrzenia, że biegłam przed siebie lewo patrząc na nich i zahaczając o ich torby leżące na środku chodnika, jednak nie myślałam o tym dwa razy. Nie mogłam się spóźnić, nie byłoby sensu wchodzić na lekcje nawet minutę po dzwonku, nauczycielka tak czy inaczej wyrzuciłaby mnie za drzwi. Aczkolwiek gdybym opuściła lekcje, to pytanie po co w ogóle wstawałam tak wcześniej, mogłam pospać dłużej i iść na drugą lekcję dopiero. Na myśl o wezwaniu moich rodziców przez dyrektora szkoły i robieniu im problemów, przyspieszyłam bieg.
Po trzynastu minutach zobaczyłam budynek szkolny, przez co zwolniłam do zwykłego tempa. Szkoła pomalowana na ciemny brąz, ciężkie i drewniane okna oraz drzwi sprawiały wrażenie, że publiczna szkoła wydała się być pokaźniejsza i sprywatyzowana. Chłodna aura powodowała, że obcy zastanowiliby się zanim weszliby do środka. Młodzież z wysoko uniesionymi czołami robili podwójny efekt wyniosłości i wyższości nad wszystkimi innymi. Dziwiłam się samej sobie oraz rodzicom, że trafiłam do takiej szkoły. 
Spojrzałam dyskretnie pod pachy czy nie mam plan od potu. Nic nie widząc, zadowolona szłam przed siebie, nie zwracając uwagi na świat. Plamy spocenia były ostatnim, czym chciałabym się pochwalić wśród rówieśników. Wolałam nie dawać nikomu więcej powodów do nienawiści w moją stronę.
- Ej, Veronica! - Odwróciłam się w stronę grupy szkolnych chuliganów, o których marzyła większa połowa szkoły niezależnie od płci. - Dzisiaj nie rowerem?
Siedzieli na murku kilkanaście metrów od wejścia do szkoły, do którego ja dążyłam w błyskawicznym tempie. Młodzi mężczyźni należeli do szkolnej drużyny piłkarskiej i byli przystojni, tylko to w nich było pociągające, bo na pewno nie ich charaktery. Spojrzałam na zegarek na moim lewym nadgarstku, miałam jeszcze pięć minut do dzwonku. Patrzyłam na nich pusto, nie reagując na ich zaczepki.
Jednak jednego z nich ruszające się chamsko brwi i tępy uśmieszek, wywołały u mnie natychmiastowy wstręt do jego osoby, który objawił się mną pokazującą im środkowy palec u obu dłoń.
Usłyszałam jak pięcioro chłopaków w moim wieku śmieje się bądź buczy na moje zachowanie. Damian czekał szczerząc się, aż podejdę wystarczająco blisko ich, by wykrzyczeć:
- Co się z nim stało?! 
Wczoraj po lekcjach, gdy poszłam po mój rower na parking, zastałam piękny widok mojego roweru bez kół i siodełka. Ha-ha, bardzo śmieszny pomysł, takie żarty tylko wymyślne przez nich. Odebrać musiała mnie mama, wyjaśniłam to kradzieżami, jakie ostatnimi tygodniami są coraz częściej spotykane w naszej szkole. Kiedy myślałam, że nie mogą przenieść ich głupich żartów na wyższy level, zrobili to.
Kolejna dawka śmiechu rozeszła się po okolicy, dwoje z chłopaków łapało się już za brzuchu czerwoni na twarzach. Wywróciłam oczami na ich widok, skręciłam w prawo, wchodząc na schodki prowadzące do wejścia do szkoły. Nie skomentowałam jego słów i nie zrobiłabym tego, gdyby nie to, że poczułam ucisk na moim lewym ramieniu. 
W jednej sekundzie stałam na schodku, pragnąca zdążyć na lekcje, by nie mieć problemów z rodzicami za wagarowanie, a w drugiej sekundzie stałam przed wysokim chłopakiem, który zdawał się zrobić za dużo główek podczas gry. Silna łapa trzymała moje ramię w mocnym ścisku, nie puszczając niezależnie od tego jak bardzo się starałam wyrwać. Brązowe oczy obserwowały mój najmniejszy ruch, jakby śmiejąc się z mojej nieporadności. 
Nie byłam pewna do czego Damian dąży, zawsze to on z całej szkoły wraz ze swoją dziewczyną próbowali mi uprzykrzyć życie. Byłam zaskoczona, że doszło do fizyczności między nami, nigdy wcześniej mnie dotknął. Adrenalina krążyła po moim organizmie, a po głowie chodziły złe myśli. 
- Mówiłem coś. - Jego chrypki, głęboki głos spowodował, że włosy na karku zjeżyły mi się.
Jego hipnotyzujące oczy i głos, czarne przydługie włosy oraz umięśniona sylwetka powodowała, że większa połowa szkoły wydawała się go pożądać. Dla mnie jego ogniki w oczach nie były przyjemne, wręcz ostrzegały mnie przed jego szaleństwem, które w sobie nosi. Uśmiech wydawał się być pusty, nic nie znaczący i fałszywy. Włosy matowe, sylwetka nie robiąca na mnie większego wrażenia, a charakter odrażający i odpychający. Nie przepadałam za nim, niezależnie, ile czasu by spędził na siłowni.
Nie przestawałam z nim walczyć. Starałam się rozluźnić jego rękę na moim ramieniu przez wyrywanie się oraz pomagając sobie moimi dłońmi, ale wszystko było na marne. Chłopak znudził się szybko patrzeniem na moją bezsilność i złapał mnie za drugie ramię, unieruchamiając mnie.
Nie szukałam pomocy wśród ludzi, którzy nas mijali, obserwując ciekawskimi oczami, nie pomogliby mi tak czy inaczej. Jego kumple rżeli wniebogłosy z całego zajścia, a Damian rzucał we mnie sztyletami poważnym wzrokiem. 
- O co ci chodzi? - Zanim zdążyłam się powstrzymać, pytanie zostało wypowiedziane.
Wiedziałam, że już dawno powinnam je zadać, ale nie potrafiłam samą siebie do tego przekonać. Nie uważałam samej siebie jako winnej czemukolwiek, ale takim ludziom nie musisz czegoś zrobić, by zrobili z twojego życia piekło.
Moje pytanie zaskoczyło go, aż rozchylił usta patrząc na mnie niepewnie. Gdybym nie znała go, pomyślałabym, że szuka odpowiedzi na moje pytanie, ale tacy jak on, mają odpowiedź na każde możliwe pytanie. 
Poruszył głową w dezaprobacie, wzrok znowu sztywny i agresywny. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na mojej skórze, powodując niemały ból, na który wykrzywiłam usta w grymasie. 
- Pojebało cię?! - Wykrzyczałam, usiłując się wyrwać z jego rąk. - To boli!
Nie mówił nic, jedynie zwiększał nacisk na moje ciało. Nie wytrzymałam w pewnym momencie i zbliżyłam się niebezpiecznie blisko do jego ciała, wgryzając się mocno w jego obojczyk, jednocześnie kopiąc go z kolanka w jego męskość. Nie potrzebowałam usłyszeć jego jęku, który doskonale słyszałam dzięki ciszy, która zapanowała między jego przyjaciółmi, by wiedzieć, że moje czyny spowodują u niego ogromny ból. Puścił mnie wolno, zginając się w pół. Zrobiłam natychmiastowo kilka kroków w tył, zastanawiając się, co właśnie się wydarzyło. Koledzy z drużyny piłkarskiej patrzyli z dużymi oczami na mnie, mierząc moją osobę i porównując ją z ich przyjacielem. Nie było co porównywać, byłam zdecydowanie kimś, kto w normalny dzień nie mógłby pokonać Damiana. Nie czułam się źle z tym, że przywaliłam brązowookiemu, zasługiwał na to. Przez cały mój pobyt tutaj dręczył mnie wraz ze swoimi kolegami i dziewczyną, a jej przyjaciółeczki wcale milsze nie były. Nic nikomu nie zrobiłam, nic co pamiętałabym, że zrobiłam. Nie byłam aniołem, oczywiście nie raz powiedziałam nieprzyjazne słowa komuś, ale kiedy to zrobiłam przepraszałam bądź czułam się jak totalne ścierwo przez dany okres czasu i i tak kończyłam przepraszając. Nie wiedziałam, gdzie ci wszyscy ludzie, którzy upatrzyli sobie mnie bądź inne osoby jako cel wyżycia swoich negatywnych emocji, zgubili albo schowali swoje sumienie. 
Łzy naszły mi do oczu, kiedy widziałam, jak tędzy chłopaki podnieśli się na swoje nogi, chciałam uciekać. Zrobiłam kolejne trzy kroki w tył, gotowa do ucieczki, ale stałam jeszcze w miejscu, bacznie obserwując całe zajście. Dwoje z pięciorga uczniów podeszło do Damiana, klepiąc go po plecach i pytając czy wszystko jest w porządku, a troje patrzyło na mnie groźnie. Czułam się jak zwierzyna, którą oni mieli za chwilę tropić. 
- Psy.. - Wyplułam słowo z ust niczym truciznę, która zalegała mi w plwocinie.
Jeżeli jeszcze nie byłam w złej sytuacji, teraz na pewno byłam w tarapatach. Moja odwaga odnalazła drogę do świata żywych, za co byłam wdzięczna, ale jej czas był nędzny. Nie myślałam, kiedy powiedziałam to jedno słówko, które wywołało tak przykre skutki. 
- Bierzcie ją, do cholery! - Wykrzyczał Damian, nadal czerwony od bólu.
Wszystko działo się tak szybko, że nie miałam czasu uciekać. W ciągu kilku sekund byłam przygwożdżona do ściany przez troje młodych mężczyzn. Jeden z nich bezpośrednio mnie trzymał za nadgarstki nad moją głową przy ścianie, kiedy dwoje pozostałych stali po obu jego stronach, gdybym próbowała się wyrwać. Zachował jednak dystans, bym nie mogła go kopnąć w krocze, co sprawiło, że uśmiechnęłam się lekko mentalnie.
Nie przyszło mi do głowy, by cokolwiek robić. Patrzyłam na nich jedynie, bojąc się myśleć, co wydarzy się następnie. Moje szczęście mnie przerażało, bo było nikłe. 
Jak ktoś taki jak ja miałby kiedykolwiek poradzić sobie z dorosłym życiem, gdzie musisz, no nie wiem, żyć?
Nie nadawałam się do działania między ludźmi, wszystkie te lata szkolne uświadomiły mi to. Nie odnalazłabym się w świecie, skoro po tylu latach jeszcze tego nie zrobiłam.
Mówią, że złość i nienawiść jest czymś najgorszym, co może spotkać człowieka - nie zgadzam się z tym. Myślę, że to obojętność i bez wyrazu twarze mogą być naszym najstraszniejszym koszmarem w życiu. Nie wiesz, co oczekiwać po takich masach, skazana na ich litość czekasz na ich reakcje.
Zaśmiali się. Podniosłam wzrok na nich, starając się nie zdradzić jak bardzo chciałam zniknąć w powietrzu i już nigdy się nie objawić.
Widziałam, jak Damian zaczął się prostować i szedł w moim kierunku, rozprostowując dłonie, które strzykały pod jego naciskiem. Ściągnęłam brwi i wpatrywałam się w niego mrocznie. Jakąkolwiek karę wymyślił była idealna w jego przekonywaniu, uśmiechał się tak szeroko, jak gdyby wygrał w lotto.
Żałowałam wszystkiego, co zrobiłam dzisiaj, wczoraj, kilka lat wstecz, co mogło mnie przynieść w to miejsce, w którym się znajdowałam. Beznadziejność sytuacji, sprawiła, że zaczęłam się śmiać nerwowo. Moja sytuacja nie mogłaby być możliwie gorsza. Łudzenie się, że jakiś nauczyciel zauważy sytuację zza oknem było naprawdę cielęce. Gdyby ktoś z uczniów chciałby pomóc mi, już by to dawno zrobił. 
Nie musisz być dziwką, by za taką cię mieli. Nie musisz być wredna i niewychowana, by nie mieć przyjaciół. Nie musisz być nieatrakcyjna, by nie mieć powodzenia wśród chłopaków czy dziewczyn, niezależnie w czym gustujesz. Wystarczy jedno - brak przyjaciół, a o to jest łatwo. Wystarczy tylko jeden nieprzyjaciel i już możesz się pożegnać z towarzyskim życiem. Odkąd pamiętam miałam problem z zawieraniem znajomości, albo mówiłam za mało, albo za dużo, nigdy nie było dobrze. Jakiś czas temu przestałam próbować, było mi to bez znaczenia, nie potrafiłabym się otworzyć przed kimś. Zawsze czułam się niekomfortowo publicznie, czasem nawet na spotkaniach rodzinnych wolałam ukryć się w jakimś pokoju i oglądać telewizję, byleby tylko nikt do mnie nie zagadał. 
Moje zachowanie wywołało kolejną falę zdziwienia. Ciekawiło mnie, czy ich twarze zestarzeją się szybciej przez taką ogłupioną mimikę, jaką mają podczas konsternacji. Nie byłam pewna, czy powinnam być zadowolona, że chociaż w jakimś stopniu wpłynę na ich życie tak, jak oni na moje codziennie.
- Z czego się cieszysz, głupia dziwko? - Zapytał Damian, który zamienił się miejscami z kolegą i teraz to on trzymał mnie niszczycielsko za nadgarstki. 
I jak ja wytłumaczę rodzicom siniaki?
Kątem oka dostrzegałam zaczerwienione ramiona, które zaczęły przechodzić w siny odcień. Moje ramiona miały odciśnięte męskie łapska Damiana, co sprawiło, że każda wymówka, jakąkolwiek mogłabym użyć, zdychała bezpowrotnie.
Opuścił jedną dłoń wzdłuż siebie, trzymając moje oba nadgarstki swoją lewą, po czym uderzył mnie mocno w brzuch. Ból, jaki rozgrzał mnie od środka był nie do opisania. Myślałam, że umrę, ale taka śmierć byłaby za łaskawa. 
Zgięłam się w pół, nadal mając ręce u góry, powodując, że ból stawał się pusty sam w sobie. Nie byłam pewna, jak dokładnie tego dokonywałam, ale wszystko zaczęło być jakby obojętne na cierpienie fizyczne. Nie panowałam nad męką, jaka opanowywała moje ciało, jednocześnie powściągliwość była moim priorytetem. 
Po pierwszym ciosie, przyszedł drugi, a później trzeci, jednak żaden nie zabolał mnie wystarczająco, by łzy ujrzały dzienne światło. Bolało mnie jak skurwysyn, jednak nie mogłam pozwolić komukolwiek zobaczyć mojej słabości, cieszyliby się jeszcze bardziej. Chłopaki wiwatowali brunetowi, uśmiechając się szeroko za pierwszym razem, ale widząc, jak niewzruszona pozostaję pomimo bólu, poważnieli za każdym kolejnym agresywnym aktem wykonanym przez nastolatka. Nie byłam pewna skąd wzięła się moja determinacja, by pozostać niewzruszoną na ich bestialskie czyny, ale pozostałam oazą spokoju. Niezależnie, jak bardzo chciałam jęknąć czy krzyknąć, nic nie zrobiłam, jedynie grymas zdobił moje usta.
- Nie boli cię? - Zakpił Damian z diabelskim uśmieszkiem na twarzy, który nie znikał choćby na minutę. - Zadbamy o to w inny sposób.
Jeżeli miałam jakąkolwiek ukrytą nadzieję, że na tym się skończy, wyparowała ona wraz z jego obślizgłymi dłońmi na moim ciele, które błądziły bez mojej zgody. Krążyły po talii, biuście, plecach i pośladkach, uciskając szorstko i mocno. Kiedy próbowałam się odsunąć, chłopaki otoczyli mnie, przyciskając mój przód do klatki piersiowej bruneta. 
Moment, w którym moje zahamowania puściły nastąpił, kiedy pozbawiono mnie koszulki i zaczęto poważnie obmacywać. Brunet chwycił za bluzkę u góry, tuż nad moim biustem i zerwał ją ze mnie nie patrząc na nic innego, jak tylko mój mały biust. Czerwień zalała moją twarz, nie tylko od płaczu, jak i zażenowania. Nie chciałam być oglądana przez kogokolwiek.
Byłam uwięziona w ramionach Damiana, odsunęłam twarz na bok, krzyczałam, aby mnie puścił, a rękoma starałam się go odsunąć od siebie. W oczach miałam łzy, które w ciągu jednej sekundzie znalazły się na całej mojej twarzy i biuście, który był jedynie chroniony przez biały biustonosz. 
- P-puść mnie! - Załkałam po raz kolejny. - Ja nawet nie wiem, o c-co ci c-chodzi! 
Mój drgający, płaczliwy głos wpasowywał się w mój mizerny stan. Obolała, starająca się wydostać z klatki, którą były muskularne ramiona. Nie było wyjścia stamtąd, byłam uwięziona i skazana na łaskę kogoś, kto powie: ,,dość", ale moja nadzieja z każdą sekundą coraz bardziej rozpuszczała się w powietrzu.
- Ona płacze, ha-ha! - Usłyszałam różnorodne śmiechy, przez które coraz bardziej się płoszyłam.
- Nie przejmuj się nimi, udawaj, że jesteśmy tutaj sami.. - Szeptał mi do ucha brązowooki.
- Zostaw mnie! - Nie przestawałam go bić po klatce piersiowej i brzuchu, byleby się wydostać.
Kiedy próbowałam podnieść kolano na wysokość jego krocza, zostałam szybko powstrzymana przez niego, poprzez przyciśnięcie mnie gwałtownie z dużą prędkością do ściany. Zostałam prawdę powiedziawszy, rzucona o nią z dużym impetem. Uderzyłam solidnie głową w murek, powodując, że bolesne i gorące uczucie rozeszło się po moim ciele. Świat zawirował, a następnie ciemne plamki pojawiły się i przeszkadzały w widzeniu, przez co zacisnęłam ciasno powieki. 
Między mną a Damianem nie było żadnej szparki, która dzieliłaby nas, byliśmy tak blisko, że czułam jak jego serce szybko bije. Jego usta gwałciły moje, zmuszając do pocałunków, których nie odwzajemniałam. Płakałam w jego twarz, która zmusiła moją do nie ruszania się poprzez trzymanie mojego podbródka w stalowym ucisku. Kiedy zrozumiał, że nie zamierzam współpracować, puścił wolno moją buzię i uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek. Przeraźliwie intensywny, rozrywający ból przeszedł moją twarz, która natychmiastowo obróciła się w drugą stronę. Plamy przed oczami zaczęły coraz bardziej pożerać mój widok na świat, zanim jednak odpłynęłam otworzyłam oczy na moment tylko po to, aby zobaczyć wściekłe brązowe oczy, które wypalały we mnie dziurę. Nie miałam choćby sekundy, by rozkminiać nad znaczeniem jego zachowania względem mnie, bo już pozwoliłam sobie na przestanie odczuwanie bólu, który z każdej strony pojawiał się. 

~*~ 

Obudził mnie hałas, który dopiero po kilkudziesięciu sekundach rozpoznałam jako wrzaski kobiety, mojej mamy. Harmider, jaki panował w pokoju powodował tylko większy ból mojej głowy, która pulsowała niemiłosiernie. Kilka minut leżałam nieruchomo, patrząc na powieki od wewnątrz, starając się ocucić ze snu, który trwał jak wieki. Moja ciężka głowa dorównywała ciału, którym nie mogłam poruszyć. Zdawałam się nie być we własnym ciele, jakby ktoś inny panował nad nim. Miałam niebywały problem z otwarciem oczu, ale powieki uniosły się w górę po chwili, by znowu się zamknąć. Nie poddawałam się łatwo i próbowałam odzyskać władzę nad własnym ciałem, gdy hałas ustał a zaczęły się irytujące szepty.
- Budzi się.. - Usłyszałam melodyjny głos mojej rodzicielki, która nadal miała w sobie nutę irytacji i zdenerwowania.
Nawet jeżeli mi zdawało się być latami, to były to sekundy zanim byłam wzięta w ramiona mojej mamy, tuląc mnie i szepcząc miłe słówka. Przez moment nie docierało mnie dlaczego znajdywałam się na kozetce w gabinecie higienistki. Otaczała mnie biel ścian i kafelek oraz zieleń łóżka, na którym niewygodnie pół-leżałam. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wzdychając nierówno i hałaśliwie. Cokolwiek bym nie zrobiła, przynosiło mi to trud oraz ból. Spuściłam wzrok na dół, by w błyskawicznym tempie go podnieść żałując czynu. 
Narzuconą na siebie miałam marynarkę matki, którą od razu otoczyłam ciaśniej wokół siebie, nie ważyłam na guziki, które były zapięte. Rozpoznałam po specyficznym, kwiatowym zapachu, że ubranie należy do mojej rodzicielki. Czułam, że miałam na sobie jedynie biustonosz, ale nie śmiałam przekonać się o tym. Minęły wieki zanim przetworzyłam dane sprzed kilku godzin. Spojrzałam natychmiastowo na lewy nadgarstek dostrzegając, że dochodziła już dwunasta. Byłam nieprzytomna niemal cztery godziny.
Wspomnienia dzisiejszego poranku uderzyły we mnie jak piorun podczas burzy w drzewo. Zawirowało mi w głowie od nawału myśli, których nie nie potrafiłam opanować. Niezależnie, ile prób podjęłam, by zebrać się w samej sobie, by przestać nad napływaniem niepohamowanych emocji i łez, nie potrafiłam. Wewnętrzne uczucie zawiedzenia się samą sobą było nie do zniesienia. Zawiniłam na tylu poziomach i ilości, że chciałam krzyczeć, potrzebowałam płakać.
Widząc zmartwione oczy, które śledziły każdy mój ruch i myśl, które były nieukryte na mojej twarzy, zaprzestałam. Tupnęłam nogą mentalnie na samą siebie i zagryzłam dolną wargę. Powstrzymywałam się przed falą uczuć, jaką zostałam zalana. Nie mogłam pozwolić, by zostać zobaczoną w tak żałosnym stanie przez moją rodzicielkę czy obcą osobę, byłam dzielna.
Siłą woli odgoniłam uczucia, po czym ułożyłam twarz w łagodnym wyrazie, by nie zdradzić, że ledwo się sama w sobie trzymam.
Ponownie spojrzałam w dół, patrząc na nogi. Jeansy zostały nienaruszone, co sprawiło, że mogłam odetchnąć głębiej. Czułam jakbym spadała w dół, a w dziurze nie było dna oraz nikt nie zamierzał mnie złapać. Miałam bałagan w głowie, który nie chciał zniknąć choćby na sekundę, bym zrozumiała, co właśnie się wydarzyło. Potrzebowałam oczyścić umysł, zebrać myśli, ale sama sobie nie potrafiłam być posłuszna - nie teraz.
Podniosłam pytający wzrok na moją mamę, która nie spuszczała mnie z oczu, dokładnie oglądając każdy centymetr mojej twarzy. Wypatrywała jakiegoś znaku, że jest coś ze mną nie w porządku, że zacznę płakać w jej rękaw i histeryzować o wszystkim, ale to się nie wydarzyło. Patrzyłam jedynie na nią i cicho zapytałam: ,,Co teraz będzie?"
- Sześcioro z tych chłopców jest w innym pokoju. - Wtrącił dyrektor, patrząc na mnie twardo.
- ,,Z tych"? - Nie dowierzałam słowom, jakim usłyszałam.
- Tak. - Mruknął krótko, odwracając się w stronę mojej matki.
Widziałam po jej minie, że i ona miała ochotę zacząć krzyczeć i rzucać po pokoju wszystkim, co wpadnie w jej dłonie. Nie robiła nic, co chciała, bo pewnie skończyłaby w więzieniu lub musiałaby zapłacić pieniężnie za szkody, jakie wyrządziłaby. Opanowana siedziała tylko z grymasem na twarzy, jak to zawsze robiła w nerwowych sytuacjach.
Niezwykły kwiatowy zapach drażnił moje nozdrza, który uspokajał moje myśli, które nadal były niepoukładane. Pomagała mi zachować jakąkolwiek trzeźwość umysłu.
Gładziła moje włosy swoją ciepłą dłonią, sprawiając, że dreszcze przechodziły mnie. Wtuliłam się głębiej w nią, jakby miała mnie ochronić przed światem.
- Jak to możliwe, że to wszystko wydarzyło się na terenie pańskiej szkoły?! I nikt tego nie widział?! Przecież to nienormalne trzymać takie bestie w szkole! - Wykrzyczała zdruzgotana kobieta.
Czekałam aż wszystko ucichnie, a jej dłonie przestaną ściskać mocno moje ciało, bym mogła spokojnie oddychać, ale to się nie stało. Jednak jej nacisk był całkiem znośny, więc nie widziałam sensu w przypomnieniu o tym, że zostałam pobita. Jej krzyk przeszył moje całe ciało, powodując, że włosy stanęły mi dęba a skronie pulsowały przez nieprzyjemny hałas. Odsunęłam się odrobinę od niej, by za chwilę zostać bardziej przyciśniętą do niej. Starałam się przyzwyczaić do ciężaru, jaki powodowała moja własna rodzicielka, aczkolwiek wydawało się to być nierealne. Przeszkadzał mi jej głośny ton, jakim mówiła aniżeli to, jak ciasno było mi w jej ramionach.
- Badamy to.. Nic nie jest pewne. - Powiedział opanowany dyrektor szkoły.
- ,,Badamy to"? Nie ma czego badać! Moja córka została zaatakowana przez chuliganów z pańskiej szkoły, byli też ciekawscy, którzy oglądali to bezkarnie, a wy nic nie robicie. Jest pan niekompetentny w swoim zawodzie?! Dlaczego nie ma tutaj jeszcze policji?! 
- Została już wezwana, powinni zaraz przyjechać.
Wygłuszyłam całą rozmowę, jaką prowadzili. Co jakiś czas podskakiwałam przez hałas, jaki powodowali, ale nie wsłuchiwałam się w ich słowa. Byłam pogrążona w wspomnieniach, analizując wszystko, co się wydarzyło. Nadal czułam na sobie potworny dotyk Damiana, usta na mojej twarzy i szyi, język w ustach. Nozdrza jeszcze nie pozbyły się zapachu jego perfum, przypominającego mi o zajściu. Nikt mi nie pomógł, a było ich więcej niż sześcioro, po prostu się gapili.
Nie potrafiłam zebrać się w sobie, by poczuć cokolwiek, wręcz odtrącałam wszelkie uczucia, które powinnam poczuć. 
Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi ożywiły mnie i powróciłam do świata żywych. Zauważyłam, że moja rodzicielka zerwała się na nogi i podbiegła do policjantów tłumacząc im coś zawzięcie. Nie pozwoliła dojść do słowa żadnemu z nich, a kiedy dyrektor szkoły chciał wtrącić choćby słowo, ta rzucała mu oburzone spojrzenie, które go od razu uciszało.
Rudowłosa kobieta została przeproszona przez jednego z policjantów, który uznał, że usłyszał wystarczająco dużo i podszedł do mnie. Lustrowałam wzrokiem jego niewysoką postać, którego masa ukryta było przez pod dużym mundurem. Zmarszczyłam czoło irytując się, że nie mogę dostrzec jego budowy ciała. Potrzebowałam dla wewnętrznego spokoju wiedzieć, czego mam oczekiwać od niego.
Starszy mężczyzna z siwymi włosami, które wymykały się spod policyjnej czapki nachylił się przede mną w bezpiecznym dystansie. Obserwował mnie swoimi błękitnymi oczami przez krótką chwilę, jakby zapamiętując moje dzikie zarysy twarzy. Doskonale wiedziałam, że wyglądałam jak zwierze, które ledwo uszło z życiem przed samochodem. Mój nierówny oddech, który przyspieszał kazał mu się odsunąć, więc zrobił krok przepraszając.
- Nazywasz się Veronica Grace, tak? - Spytał spokojnym głosem, który łagodnie drżał z każdym wypowiedzianym słowem.
Kiwnęłam twierdząco głową, nie potrafiąc się przemóc do powiedzenia czegokolwiek.
- Mam na imię Vincent Vilin. Chciałabyś porozmawiać o tym, co się wydarzyło dzisiejszego ranka, kiedy szłaś do szkoły?
I pomimo jego empatii, którą dostrzegałam gołym okiem, nie ufałam mu. Nie bałam się, że spróbuje dokończyć tego, czego Damian nie mógł, ale nie ufałam samej sobie. Wątpiłam na tyle we własną siłę fizyczną, że bałam się jakikolwiek interakcji międzyludzkich. Nigdy nie byłam agresywną osobą, ale wydawało mi się, że byłam wystarczająco silna, by poradzić sobie w trudnych sytuacjach, myliłam się. Byłam równie łatwa w pokonaniu, co prawie każda inna dziewczyna w moim wieku. Byłam słaba jak cholera.
Spojrzałam w stronę mojej mamy, szukając jakiegokolwiek ratunku, jednak ta była zaangażowana w kłótnię z dyrektorem szkoły. Nie spojrzała na mnie choćby na ułamek sekundy. 
Westchnęłam głęboko, wracając wzrokiem do starszego policjanta. Poruszyłam niespokojnie głową, czując jak nerwy biorą górę. Po mojej odwadze nie było śladu. Byłam tak beznadziejna jak zazwyczaj, nie potrafiąc znaleźć języka w buzi.
- Mogę usiąść? - Spytał wskazując dłonią na miejsce obok mnie. Kiwnęłam potakująco głową, jednak kiedy usiadł obok mnie, odsunęłam się nieco. - Naprawdę chciałbym, abyś porozmawiała ze mną o tym, co się stało. Jeżeli mi powiesz, co się stało, pomogę ci. Nie powinnaś się czuć źle z tym, co się stało. Zadbamy o to, by już nigdy nikogo tak nie potraktowali, ale potrzebujemy, abyś nam pomogła.
Mówił przejęty, co wydało mi się naciągane, dlaczego obchodziłoby go moje cierpienie i to, co przeszłam. Nikogo nie obchodziłam, nikt nie kiwnął nawet palcem, widząc, co się stało.
Nie zauważyłam, kiedy podszedł do nas kolejny mężczyzna w uniformie, ten jednak młodszy. Blondyn z piwnymi oczami, które patrzyły nieufnie dokoła niego. Podobał mi się fakt, że ktoś oprócz mnie nie wierzył we wszystko, co się właśnie wydarzyło. Nawet jeżeli go nie znałam, nie wiedziałam, czego się spodziewać po nim, byłam wdzięczna, że miałam obok siebie, kto bał się pomyśleć nad rzeczywistym problemem.
- Martin. - Przerwał naszą ciszę drugi z policjantów. - Musimy skończyć na komisariacie, dzieciak jest synem senatora Duranda. 
Nie przeszkadzało mi to, że szeptał w jego ucho. Dzięki świetnemu słuchowi, który odziedziczyłam po mojej mamie, doskonale słyszałam każde słowo.
Starszy policjant spojrzał na niego z dezaprobatą, prychając pod nosem.
- Gorzej być dla niej nie może, niezależnie czyj to syn. Nie udzielaj się. - Powiedział równie cicho.
Jego chłód względem partnera nie spodobał mi się w żadnym procencie, ale nie odezwałam się. Nie wtrącałam się tam, gdzie nie musiałam. Wolałam zamilknąć i udać, że nie było mnie tam i nic nie słyszałam.
Patrzyłam na obraz, który wisiał nad biurkiem pielęgniarki, której nie było w pokoju. Wyglądał, jakby został namalowany przez pięciolatkę, która uwielbiała jednorożce. Obrazek był niechlujnie wykonany, koń z rogiem na czole był koślawy i jego czarne umaszczenie wyjeżdżało poza linie, powodując, że postać była koślawa. Ramka, która zdawała się być ironią w tym wszystkim powodowała, że chciało mi się śmiać, ale nie zrobiłam tego. Byłam pewna, że śmiech zmieniłby się w niekontrolowany szloch w mgnieniu oka. Musiałam wyłączyć samą siebie, by nie myśleć o nich, o Damianie, o samej sobie.
- Pojedziesz z nami na komendę? - Spytał łagodnie starszy mężczyzna.
Odwróciłam głowę w stronę głosu. Napotkałam dwie pary zmęczonych oczu, które lustrowały mnie dokładnie. Kiwnęłam głową wstając na nogi, potykając się niemal o tenisówki, których zostałam pozbawiona pewnie podczas snu. Złapałam za nie i ociągając się założyłam je na stopy, po czym zawiązałam luźno sznurówki. Podniosłam się bez entuzjazmu z łóżka, na którym papierowa mata wydała nieokreślony dźwięk, czym przyciągnęłam uwagę dwójkę kłócących się dorosłych. Mężczyzna patrzył na mnie pusto z góry, gardząc mną. Odwróciłam wzrok na moją rodzicielkę, która wpatrywała się we mnie smutno. Podeszła do mnie, po czym ponownie uwięziła mnie w niedźwiedzim uścisku, który w niczym nie przypominał Damiana.
Przełknęłam ślinę i kilkakrotnie mrugnęłam oczami zanim wyszłam z gabinetu. Nie chciałam stanąć twarzą w twarz z nimi, nie chciałam widzieć nikogo, kto mógłby obrzucić mnie błotem przy mojej mamie. Wiedziałam doskonale, że przerwa obiadowa trwała zaledwie cztery minuty i jeszcze długo zanim uczniowie wrócą do klas.
Mając świadomość nieuniknionego spotkania z uczniami szkoły, która była moim piekłem przez tyle lat, chwyciłam za klamkę od drzwi i nacisnęłam na nią, by po krótkiej chwili mieć je otwarte. Pozwoliłam, by dyrektor szkoły nas wyprzedził, prowadząc nas do wyjścia.
Po moich dwóch stronach miałam policję, ale to po prawej stronie miałam uwieszoną na ramieniu mamę, która płakała jak dziecko. Będąc nadal w tym dziwnym stanie osłupienia, zastanawiałam się czy na pewno to ja zostałam pobita i niemal zgwałcona, czy ona. Mój umysł jakby wypierał
Wszyscy mnie nienawidzili, widziałam to w ich oczach. Po szkole rozeszło się natychmiastowo, jak bardzo słaba jestem i że jestem dziwką, dlatego chłopaki z drużyny zajęli się mną, że sama tego chciałam. Sama chciałam być ,,wzięta na ostro". Byłam dla wszystkich właśnie tym, kurwą i szmatą. Dziewczynę Damiana widziałam dopiero przy drzwiach od wyjścia do szkoły wraz z jej przyjaciółkami, patrzyła na mnie dużymi oczami, nie dowierzając, jak agresywny jej chłopak potrafi być. Tylko po oczach można było stwierdzić, że mi współczuła i bała się o samą siebie, bo na twarzy tak jak wszyscy inni, miała wymalowaną dumę oraz wyższość, którą niewątpliwie posiadała nade mną. 
Już nie marzyłam o tym, że skończę w tym roku szkołę, marzyłam jedynie o znalezieniu się w moim pokoju i nie wyjściu z niego przez najbliższe lata.
- Dziwka.. - Ktoś cicho wyszeptał z tłumu.
- Sama tego chciała, a jak mamuśka się dowiedziała to gra niewiniątko.
- Zwyczajna kurwa.
Nie chciałam zwracać uwagi na ich szpecące moją osobę komentarze, ale nie potrafiłam. Wysłuchiwałam coraz to nowszych epitetów mających świetnie określić moją osobą. Nie był to pierwszy raz, kiedy musiałam stawić czoła ich nieczułym słowom, które były rzucane lekkomyślnie na wiatr, ale nigdy nie znalazłam się w sytuacji, gdzie wszyscy chcieli, bym nigdy więcej się tutaj nie pokazała, a ja byłam gotowa to zrobić. Potrzebowałam zniknąć ze szkoły, nie chciałam być wśród ludzi już nigdy więcej.
Mój umysł wygłuszał umiejętnie wszelkie uczucia, które powinny się pojawić w mojej głowie. Czułam się otępiona, jakbym była w szkole jedynie ciałem, bo duchem byłam zupełnie gdzie indziej. Nienawistne spojrzenia, jakie wysyłały w moją stronę puste twarze sprawiały, że wątpiłam w swoją niewinność. Może zasługiwałam na to wszystko; może naprawdę byłam dziwką; może naprawdę byłam chujowym człowiekiem. Moi rodzice wierzyli, że wszystko ma swój powód bytu, byłam zainteresowana jak wyjaśnią sobie tę sytuację, bo ja sama nie wiedziałam, co dokładnie się wydarzyło. Wolałam nie wiedzieć, nie myśleć o tym, co miało miejsce dzisiejszego dnia. Jedyne, co odczuwałam najsilniej to chęć zapomnienia. Nie chciałam tutaj być w jakimkolwiek stanie.
Opuściłam szkołę ze wzrokiem wbitym w podłogę, nie zwracając już uwagi na uczniów, którzy nadal wlepiali we mnie swoje spojrzenia. Niektórzy zaczęli się rozchodzić nie widząc dalszej rozrywki we mnie. Zniszczyli mnie, osiągnęli to, do czego tak dążyli przez lata.






____

* - James Arthur - Roses

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by Selly